Wszystkie bramki strzelał Lech, ale górą była Legia! Drużyna Goncalo Feio wygrała hit PKO Ekstraklasy 2:1, a zwycięstwo podarowali jej gospodarze, którzy wbili sobie dwa samobójcze gole!
Dawno już obie ekipy nie były przed klasykiem tak poobijane. Stawką w niedzielę było nie mistrzostwo Polski, a choćby miejsce w europejskich pucharach, którego brak zarówno w Poznaniu, jak i Warszawie zostałby odebrany jako wstydliwa klęska.
Bardziej świadoma tego zagrożenia – przynajmniej na początku – wydawała się Legia, która ruszyła do ataku i już w 6. minucie świętowała prowadzenie po strzale Pawła Wszołka. Jak się okazało, przedwcześnie, bowiem w tej akcji Maciej Rosołek sfaulował Afonso Sousę, co nie umknęło uwadze sędziów VAR.
Podopieczni Goncalo Feio obeszli się smakiem jeszcze raz, gdy Josue zmarnował rzut karny podyktowany za bezmyślny faul łokciem Barry’ego Douglasa na Marcu Gualu. Portugalczyk uderzył źle, lekko, anemicznie i w sposób sygnalizowany, przez co Bartosz Mrozek złapał piłkę.
Lech zaczął z dużą dozą szczęścia, jednak ono nie mogło trwać wiecznie. Goście konsekwentnie naciskali i w końcu dopięli swego, choć tym razem to im sprzyjała fortuna. Mrozek rzucił się do piłki uderzonej przez Yuriego Ribeiro, z pomocą ruszył mu Miha Blazić, ale interweniował tak pokracznie, że trafił do siatki.
To był dopiero początek komedii… Poza główką Blazicia, po której piłka odbiła się od poprzeczki, zawodnicy Mariusza Rumaka byli z przodu właściwie bezproduktywni. Co gorsze, w tyłach wykonywali pracę za rywali i w 45. minucie zrobiło się 0:2 – znów po samobóju! Centra Wszołka z prawego skrzydła trafiła do Bartosza Salamona, który nie był zbyt mocno naciskany, mimo to interweniował rozpaczliwie i kolanem skierował piłkę do siatki.
Trudno nawiązać walkę o dobry wynik, jeśli zwycięstwo podaje się przeciwnikowi na talerzu. Legia nie rozgrywała w niedzielę wybitnego meczu. Była co najwyżej solidna, lecz na “Kolejorza”, który od wielu tygodni zawodzi niemal na każdym kroku, to całkowicie wystarczyło.
O drugiej połowie można powiedzieć właściwie tyle, że się odbyła. Poznaniacy podejmowali nieudolne próby odwrócenia losów wyniku, a ekipa Goncalo Feio raczej skupiała się na pilnowaniu tego, co ma. Spośród 40 tys. kibiców na trybunach, wielu w niewybrednych słowach okazywało swoje niezadowolenie wobec całego pionu sportowego klubu, na czele z Piotrem Rutkowskim i Tomaszem Rząsą. W ostatnim kwadransie zrobiło się już poważnie, bo na boisko poleciały race i Szymon Marciniak musiał przerwać zawody.
Tuż po wznowieniu gry, poznańska publiczność miała wreszcie swój moment radości. Cudownie sprzed pola karnego uderzył Joel Pereira i Kacper Tobiasz nie miał szans. Dość niespodziewanie “Kolejorz” złapał kontakt i sprawił, że w końcówce mieliśmy jeszcze emocje.
Legia dowiozła skromne prowadzenie i odniosła bezcenne zwycięstwo. Dzięki niemu wyprzedziła “Kolejorza” i wskoczyła na podium, zwiększając swoje na uratowanie udziału w europejskich pucharach.
Lech Poznań – Legia Warszawa 1:2 (0:2) 0:1 – Miha Blazić (sam.) 15′ 0:2 – Bartosz Salamon (sam.) 45′ 1:2 – Joel Pereira 83′
W 14. minucie Josue (Legia Warszawa) nie wykorzystał rzutu karnego (Bartosz Mrozek obronił).
Składy:
Lech Poznań: Bartosz Mrozek – Joel Pereira, Bartosz Salamon, Miha Blazić, Barry Douglas (46′ Elias Andersson), Filip Szymczak, Radosław Murawski, Jesper Karlstrom (66′ Nika Kwekweskiri), Kristoffer Velde (66′ Alan Czerwiński), Afonso Sousa (76′ Adriel Ba Loua), Mikael Ishak.
Legia Warszawa: Kacper Tobiasz – Radovan Pankov, Artur Jędrzejczyk, Steve Kapuadi, Paweł Wszołek, Josue, Jurgen Celhaka (82′ Wojciech Urbański), Juergen Elitim, Yuri Ribeiro, Maciej Rosołek (74′ Ryoya Morishita), Marc Gual.
Żółte kartki: Barry Douglas, Elias Andersson, Bartosz Salamon (Lech Poznań) oraz Steve Kapuadi, Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa).
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 40 278.