Magdalena Fręch stanęła naprzeciw Coco Gauff w czwartej rundzie Australian Open! To brzmi apetycznie, a teraz czekamy na wisienkę na torcie, jaką nowa numer dwa polskiego tenisa otrzyma za to, co osiągnęła. Polka w trzeciej rundzie pokonała Anastasiję Zacharową 4:6, 7:5, 6:4 – w starciu, które może być niejasne dla tych, którzy tenis oceniają rozumem, a nie sercem.
Anastasija Zacharowa – atak, atak, atak. Magdalena Fręch? Obrona, obrona, obrona. I od czasu do czasu kontra. I to trwało przez trzy godziny (dokładnie dwie godziny i 50 minut). Dodatkowo poziom gry falował u obu zawodniczek, a nastroje były jak huśtawka. Głównie dla nas, którzy oglądaliśmy o wczesnej porannej porze, jak polska tenisistka walczyła o życiowy sukces. Na szczęście Fręch go zdobyła!
Trzeba się zatrzymać na chwilę, aby powiedzieć, że pewnie również miało to znaczenie w tym meczu, na wyniszczenie, na nerwy. Ale Fręch nie wygrała z przypadku – osiągnęła to pięknie. Cierpliwością, opanowaniem i bojowym sercem!
Zacharowa zasługiwała na zwycięstwo Zacharowa skończyła 22 lata dzień przed meczem. Rosjanka pierwszy raz w karierze przeszła przez eliminacje do głównego turnieju wielkoszlemowego. Dwa dni temu, ta dopiero 190. tenisistka świata pokonała 6:1, 6:1 znacznie bardziej doświadczoną i wysoko notowaną Kaję Juvan. Jeszcze dwa dni wcześniej w pierwszej rundzie wygrała trzysetowy pojedynek z Julią Putincewą, 64. zawodniczką rankingu WTA. Kazaszka jest mniej więcej na tym samym poziomie co Fręch (Polka rozpoczęła Australian Open jako 69. rakieta świata, teraz po raz pierwszy wchodzi do top 50), a Zacharowa pokazała, że prezentuje wysoki poziom – znacznie wyższy niż sugeruje jej 190. miejsce.
Za nieustanną, bezkompromisową ofensywę, generowanie świetnych kątów, ciągłe pobudzanie siebie, a przy okazji i pięciu tysięcy widzów na trybunach – za to wszystko zasługiwała na kolejne zwycięstwo i awans do drugiego tygodnia Australian Open. Ale Fręch również zasłużyła. Bardzo!
Fręch zrobiła coś rzadko spotykanego!
Statystycy mogą powiedzieć, że liczbowo lepsza była Rosjanka. Zacharowa zagrała aż 54 winnerów przy 53 niewymuszonych błędach, a Magda miała 34 kończące uderzenia i 44 błędy. Rzadko zdarza się, że zwycięzcą meczu jest ten, kto wygrał mniej akcji, a tym razem tak było – z aż 232 rozegranych punktów Fręch wygrała 114, a Zacharowa 118. Ale to Polka lepiej wytrzymywała najtrudniejsze momenty.
W drugim secie, który musiała wygrać, żeby pozostać w grze, Fręch zmarnowała cztery setbole – pierwszego już przy stanie 5:3, następnego przy 5:4 – jednak nie zraziła się i piątego w końcu wykorzystała. W decydującym secie najpierw wykorzystała piątego breakpointa w morderczym, aż 13-minutowym, gemie serwisowym Rosjanki i przełamała ją, wychodząc na 3:1. A później, gdy wydawało się, że kondycyjnie już nie domaga, gdy rywalka prowadziła 4:3 i serwowała, to Fręch wskoczyła na taki poziom, że wygrała wszystkie następne gemy do końca meczu. Po drodze pokonała takie trudności jak stan 4:4, 0:40, przy którym pewnie wielu kibiców uznało, że to się nie uda. A jednak się udało, a właściwie nie “udało się”, tylko Fręch pokazała hart ducha i dzięki naprawdę ogromnej odporności psychicznej ma teraz coś, o czym marzyła.
Była praca, jest zapłata. Deser z Coco W meczu czwartej rundy z Coco Gauff Fręch będzie skazywana na pożarcie w jeszcze większym stopniu niż wtedy, gdy w drugiej rundzie grała z Caroline Garcią. Ale co z tego? Być w gronie 16 najlepszych tenisistek świata w pierwszym wielkoszlemowym turnieju nowego roku, wejść w ten rok z pierwszym w karierze zwycięstwem nad kimś z top 20 (chodzi o notowaną na 19. miejscu Garcię), znaleźć się najwyżej w życiu w rankingu i najdalej w życiu w wielkim turnieju, a jeszcze do tego zarobić tyle pieniędzy, żeby mieć spokój z trenowaniem i planowaniem na długie miesiące – to wszystko jest piękne i w pełni zasłużone dla Fręch.
Po latach pracy dla naszej tenisistki przyszła zapłata. Z sowitą nagrodą, jaką będzie mecz z Gauff. A może nawet ten mecz okaże się znakom